Forum neurologiczne » Śpiączka » Świadomość osoby w śpiączce farmakologicznej

Świadomość osoby w śpiączce farmakologicznej

Elza nie pisz tak, nie wiem jak mam Cię pocieszyć, szukałaś gdzieś pomocy??? a co z rodziną?? nie wiem co mam Ci napisać, nie wiem jak pomóc???














Asia 2012-12-18, 07:52

Cześć. Mój chłopak (18 lat) wczoraj został wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną - lekarze podejrzewali ropne zapalenie opon mózgowych. Proszę, powiedzcie mi czy on będzie słyszał gdy będę do niego mówiła, albo czuł dotyk?Czy to mu zaszkodzi? Czy ktoś zetknął się z takim przypadkiem? Proszę pomóżcie :(

Anka 2012-12-31, 13:14

Moj tata 17 grodnia spadl z wysokosci 1 pietra ma peknieta podstawe czaszki wybudzil sie z spiaczki farmakologicznej otwiera oczy jak sie go trzyma za reke mam pytanie czy on poznaje kogos czy tylko to taki odruch lekarze mowia ze trzeba czekac bo nic nie sa wstanie powiedziec . czy ktos wie ile moze potrwac taki stan i jakie sa szanse ze wyjdzie z tego z jak najmniejszymi ubytkami na zdrowiu .

krzysiek 2013-01-02, 20:10

Witam moj brat jest podlaczony tesz pod respirator jusz do trzech dni mial zapalenie otrzewnej i ma bardzo wyniszczony organizm ma dopiero 55 lat do tygodnia mial dwie operacje mial na jelito grube i tak sie martwie co z nim bedzie lekarze nic nie chca mowic jedynie wiara w boga pomaga bo wiecej nic nie pomorze

Dorota 2013-01-09, 22:38

Witam jeszcze raz bardzo moj brat jak pisalam poprzednio jest pod respiratorem teraz jeszcze dostal zapalenia pluc i nie pracuja mu jelita iwymiotuje czym to moze byc spowodowane prosze napiszcie mi jezeli ktos mial takie cos bo ja joz niemam sily funkcjonowac pozdrawiam wszystkich

Dorota 2013-01-11, 12:13

Sam doświadczam podobne problemy. ZAWSZE należy ufać, modlić się i powierzać swoje problemy Chrystusowi. To pomaga !!! Polecam *wysłuchane modlitwy* na : www.glosnadziei.pl

stanisław 2013-01-16, 14:24

Madziu , nie wiem czy tu zaglądasz ale twoja historia jest tak podobna do naszej....ze od samego początku choroby naszego taty bałam się ze skończy sie podobnie i niestety tak się stało.
Nasz Tata trafił do szpitala 28 grudnia, początkowo przyjęli go na zapalenie płuc. Dwa prawie tygodnie na oddziale wew. gdzie de facto mało lekarze przejmowali się tym ze stan sie nie polepsza a pogarsza , a kolejne zapalenie płuc które sie rozwinęło było nawet nie tyle co zaskoczeniem dla lekarzy, ale próbowali Tate oskarżać ze sam sobie je zrobił chodząc po korytarzach.....
Po tych dwu tyg. w stanie ostrej niewydolności oddechowej trafił na OIOM. Nie reagował na rzadne antybiotyki, posiew wykazał gronkowca, antybiotyki szły jeden za drugim( gronkowiec rozwinął się z podobnie madzik jak u twojego taty z oparzenia, a tata też miał cukrzycę wiec nie czuł bólu a poparzenie sie nie goiło).
Kolejne dni to Odma, niewydolności nerek, dochodziły kolejne narządy a co istotne ARDS czyli własnie ostra niewydolność oddechowa. Lekarze nie dawali szans.
Tata walczył.
W 2 tyg. na OIOmie odłączyli go od respiratora, oddychał sam dzień.
Kolejna próba odłączenia- oddychał 3 dni. Mieliśmy z nim kontakt, nie mówił ale patrzył, rozumiał , cierpiał, powoli jednak widać było ze się poddaje.
Po 3 dniach samodzielnego oddechu lekarka już widziała nadzieję.
Lecz w nocy nie dał rady sam oddychać, umarł rano.....zył 3 ty. na Oiomie, myślałyśmy z siostra ze teraz to juz Musi byc dobrze. I poniekąd jest mu juz dobrze ale nie nam.....w czw. pogrzeb.....to tak boli.....W czasie choroby taty czytałyśmy to forum, pocieszałyśmy sie ze ktoś jednak sie budzi, wychodzi z tego, zyje. Lecz tez Madzia myślałyśmy o twoim tacie.
Pozdrawiam was serdecznie i walczcie o swoich bliskich do końca, my jesteśmy pewne ze lekarka zrobiło wszystko na 200%.

ewa 2013-02-02, 12:40

Z przerażeniem uswiadomiłam sobie dziś, jak wiele osób zapada w spiączkę - z różnych powodów; 3 lata temu, gdy spotkało to mojego syna (20-letniego studenta) myslelismy, ze to cos niezwykle rzadkiego; zachłysnął sie piciem! gdy upadł i przestalo mu bic serce - efekt był taki jakby sie utopił (pewnie stąd powiedzenie o *utopieniu w łyżce wody*) - na szczęście ktoś to zauwazył (w szatni po treningu), mimo podjętej reanimacji serce co chwile znowu przestawało bić, dopiero jak przyjechało pogotwie ruszyło z defibrylatora. Niedotlenienie mózgu było przyczyną kilkutygodniowej śpiączki. Lekarze nie dawali szans, ja - walczyłam z Panem Bogiem - zeby mi nie zabierał jedynego dziecka - dopiero 2. lutego - w Dniu Ofiarowania Pańskiego - zrozumiałam, że życie nie nalezy do nas, ale do Pana i powiedziałm : *Bądź wola Twoja* - nie musze Wam mowić - jak było to trudne, ale zawierzyłam zycie mojego dziecka Panu- i wyobraźcie sobie - tego samego dnia syn sie obudził, świętowaliśmy wczoraj rocznicę tego cudu. Ale nie myślcie, że ze śpiączki wychodzi się tak po prostu. Potem były długie miesiące ciężkiej walki o powrót do zdrowia fizycznego i o odzyskanie pamięci. Dzieki fantastycznej pomocy w klinice w Bydgoszczy (tej założonej przed laty przez wspomnianego tu przez kogoś prof Talara) i mnóstwa innych osób, a także samozaparciu głównego zainteresowanego, który z niesamowitym uporem ćwiczy - dziś jest super. Nawet wrócił na studia - choć nauka nie przychodzi mu jeszcze łatwo (a na początku tej drogi wydawało się niemozliwe, że w ogóle będzie mógł samodzielnie funkcjonować). Tu przestrzegam wszystkich - nie zaprzestawajcie walki, nie wierzcie, jesli wam mówią, ze juz nie ma nadziei, albo ze lepiej juz nie może być, bo nawet najlepsi lekarze nie znają możliwości ludzkiego mózgu (no i wyroków Opatrzności). No i - co będzie pewnie trudne dla wielu z tych, którym *się udalo* bo ich bliscy wracają do zdrowia - musicie wiedzieć, ze to *zdrowienie* to trwa i trwa, miesiącami, latami... trzeba cierpliwości i wytrwałości...

Nina 2013-02-03, 12:27

Nina cieszę się że Twój syn wyszedł z tego tak jak piszesz cudem, tylko chyba jak mówi przysłowie co komu pisane .... jestem osobą bardzo wierzącą, tato też był i co z tego??? Tłumaczę sobie że tak musiało być. wszystko działo się tak szybko, dziś mija 3 miesiące jak go pogotowie zabierało (wczoraj minęło 3 miesiące jak z Nim ostatni raz rozmawiałam), a 6 lutego minie 3 miesiące jak lekarze stwierdzili śmierć mózgu.
Smutno, przykro i ta ogromna tęsknota która tak boli .....
TATO TĘSKNIĘ

Asia 2013-02-04, 09:09

Asiu
Przeczytałam jeszcze raz twoją , a właściwie historię choroby twojego Taty, boże kochana co musiałaś przejść, tak szybko to się stało, tak nagle. Nie napisze wiem co czujesz, ale .....no własnie chyba jednak wiem. Tata jeszcze jest na ziemi- tak mówią, że dopóki się nie odbędzie pogrzeb dusza bladzi, do mnie to nie dociera, nie mogę uwierzyć ze to się stało.
Lekarze.... pisałaś ze potraktowali was bezdusznie, wiem coś o tym. Doświadczyłyśmy krzyku na korytarzu, -nie będę tu z wami stała, mam co robić, co wam będę tłumaczyła.....zero szacunku dla naszej rozpaczy. Ratowałyśmy Tatę jak się dało, ale lekarze początkowo nie zrobili Nic. Nikł w oczach, dostał kolejnego zapalenia płuc- oni mówili ze to zapalenie oskrzeli, nie zrobili prostego badania krwi. W nim by juz wyszło ze tatę toczy gronkowiec, czas miał znaczenie, ale przecież po co zrobić badanie za grosze....
kochana trzymaj się....mówią ze kiedyś będzie lepiej, tak mówią...

ewa 2013-02-04, 21:34

Pytacie czy ludzie słyszą w śpiączce farmakologicznej- chmmm równie mówią..., my też co dzień byłyśmy u Taty, głaskałyśmy go, mówiłyśmy, byłyśmy, było nam napewno z tym lepiej. Kidy na te magiczne 3 dni został wybudzony, by jak to teraz rozumiem dać nam szanse pożegnania, pytałyśmy czy pamięta ze byłysmy? Kiwał głową ze nie....ale czy rozumiał nasze pytania? Nie wiem, wiem ze gdzieś tam czuł. Kiedy te 3 dni kontaktował to płakał , patrzył na nas tymi zmęczonymi cierpieniem oczami i płakał , On tak chciał żyć, a wiedział ze jego czas się kończy. Dziś mi sie snił....

ewa 2013-02-04, 21:39

Witam, chcialabym sie podzielic pewna historia z Wami... otoz moja babcia pod koniec listopada zaczela skarzyc sie na wzdecia i dusznosci przy minimalnym wyslku nawet czasem tez w pozycji lezacej... zawiozlam babcie do lekarza na badania usg brzucha i rtg klatki piersiowej: wyszlo na zdjeciu ze babcia moja ma plyn w oplucnej i dwa cienie w prawym plucu, usg wszystko dobrze procz pecherzyka zolciowego ktory byl w zlogach lecz osoba ktora wykonywala usg mowila ze w tym wieku (babcia 83 lata) moze byc ten pecherzyk zwapnialy juz... ze wzgledu na zacienienia w plucu i plyn lekarz rodznny stwierdzil ze jest to ZAPALENIE PLUC i moja babcia dostala antybiotyk Bioracef i lek moczopednyFurasemid na zdjecie plynow z oplucnej. po kuracji dalej bylo źle wiec postanowilam z mama zawiezc ja do szpitala na oddzial ratunkowy zeby babcie zdiagnozowali, co sie okazalo babcia przechodzila ZAWAL a leczenie babci na zapalenie oskrzeli bylo tylko mala pomylka... babcia nie wrocila do domu bylo to 18 grudnia tylko zostala zostawiona na oddziale najpierw na monitorowanej sali na intensywnej a potem przeniesli ja na zwykly oddzial. babcia z dnia na dzien czula sie lepiej dostala dozylnie Furasemid obrzeki nog spadly zacienien w plucach nie bylo ktore byly nie od pluc a od serca... nastepnie przeszla koronarografie ze wzgledu na to aby zobaczyc jaki jest stan tetnic wiencowych z ewentualnym poprawieniem ich poprzez stenty. niestety babcia miala w tetnicach 1% przeplywu krwi, w niektorych 5% a jeszcze w innych nawet do 50%. lekarze stwierdzili zeby wykonac wszepienie by passow lecz moja babcia dobrze sie czula spacerowala po korytarzu ze mna nie miala w ogole dusznosci i problemow z tym wiec stwierdzila ze nie bedzie w tym wieku robila operacji bo sie jej boi, bardzo sie bala tak spanikowala ze zaczela w stresie mowic malo logicznie, bala sie narkozy rozciecia mostka pomostowania potem gojenia sie ran i rehabilitacji... chciala zyc ale bardzo bardzo bala sie tej operacji, z poczatku nie wyrazila zgody, ze wzgledu na stan wypisali babcie do domu 16 stycznia z podlapana w szpitalu grypa... w domu zaczal sie horror w nocy nie mogla biedna spac, w dzien malo jadla dostala antybiotyk na ZAPALENIE OSKRZELI z polecenia lekarza rodzinnego bo ponoc to nie byla grypa, zdazyla wziac jedna tabletke, potem zaczely sie wzdecia okropne zaparcia, bladosc skory i wymioty, dodatkowo jak wczesniej miala bol w plecach i dusznosci - tak jak przy wczesniejszym zawale... wezwalysmy z mama pogotowie zeby pomoc babci bo bardzo sie meczyla... wrocila do szpitala choc bardzo tym razem nie chciala tam jechac... i zostac w nim... lekarze stwierdzili ZAPALENIE PECHERZYKA ZOLCIOWEGO stad te dolegliwosci... do tego podniosl sie poziom troponiny ktora jest sygnaelm na to ze moglby byc kolejny zawal... wzieli ja na oddzial kardiologiczny. ze wzgledu na to ze miala miec robione pomostowanie nie robili jej operacji tylko zaczeli leczyc antybiotykiem ampicylinum i zaczela slabnac bardzo slabo mowila ciagle chcialo jej sie spac, potem juz slabo jadla i pila... do tego oddzial byl zamkniety z powodu epidemii grypy moja mam nie mogla wejsc na oddzial i pomoc babci nakarmic ja i napoic bo pielegniarki niektore powinny zmienic zawod... trafila babcia na sale nr 13 gdzie strasznie sie stresowala chora ktora zabierala jej kapcie rzeczy ze stolika prezenty na dzien babci, wylewala gorace napoje na pacjentow, prosilysmy z mama zeby przeniesc babcie do innej sali - uslyszalysmy odowe... w czwartek 24 stycznie babcia zemdlala idac do toalety lub poslizgnela sie na mokrej poadzce, 25 stycznia mama dostala juz pozwolenie mimo epidemii ze moze wejsc na czas obiadów i kolacji, zjazdla w tym dniu bardzo ładnie ale po godzinie kolejne omdlenie kiedy byla podlaczona pod monitor i chciala siku, zapomniala sie ze ma cewnik i zamaist oddac mocz, siadajac podlaczona na krzeselko, szukajac basenu. zemdlala na krzesle byc moze za duzy wysilek przy tkaim oslabieniu jakie miala...pielegniarki zaczely dzialac i zawolali lekarza, akcja serca spadala, zalozyli babci stymulator zewnetrzny... w sobote rano 26 stycznia babcia zjadla sniadanie duza miske zupy mlecznej i poszla spac, lekarz ja badal bylo w miare ok. po jakims czasie babcia podczas snu moze zapominajac o tym ze ma stymulator usunela sobie go. po godzinie zaczela siniec wiec zaintubowali babcie ok godziny 14 i tak do 23.30 byla z rurka... z cala rodzina juz bylismy u niej kazdy byl u niej i rozmawial, niw eim cyz nas slyszala, moge tylko powiedziec ze jak bylam z babcia to mialalzy w oczach a mowilam zeby mnie nie zostawiala, ze to nie teraz... ale nie za bardzo nawiazalysmy kontakt wzrokowy... czy mnie slyszala?? dostawala juz takie leki jak adrenalina levonor i dopamina ktore mialy jej podniesc cisnienie poniewaz miala 70/30 lub nizej... zwiekszlai dawki lecz bez skutku... caly dzien przy niej lekarz stwierdzil zebysmy z mama poslzy odpoczac ze nie zadzwoni do nas ze zla wiadomoscia ze beda dalje probowac podniesc jej cisnienie i probowac odlaczyc ja od intubacji, babcia sama oddychala ale bardzo plytko... podnosila rece jakby jej ta rurka przeszkadzala, to na pewno... polsuchalysmy sie lekarza i okcgodz 22 poszlysmy do domu, lekarz zadzwonil o godz 23.30 ze babcia moja odeszla, ze serduszko bylo slabe i stanelo... chcialabym wiedziec co o tym wszystkim myslicie... tak szybko przestala istniec chociaz bylam z babcia bardzo zwiazana i bardzo mi jej brakuje czasami jestem tak spokojna w srodku jakby byla dalej ze mna jakby czuwala... az dziwne uczucie do opisania... czy ktos moze mi wytlumaczyc czy antybiotyk oslabil serce i dlatego tak wyszlo?czy slyszala mnie jak byla zaintubowana? teraz jest mi przykro ze zawiozlam ja do szpitala moze byloby inaczej... zeby ja wysluchac i nie namawiac na pogotowie... ale tak sie meczyla wwtedy... prosze mi pomoc jest abrdzo ciezko... moha babcia byla jak moja druga mama wszystko moglam jej powiedziec, o wszystkim porozmawiac, byla ze mna od malego a ja z nia, zawsze ja odwiedzalam i mialam dobry kontakt, babcia mowila ze dzialam na nia tak spokojnie ze umiem z nia rozmawiac... cieszyla sie na moj widok... a tu wnuczka ja zawiozla do szpitala i namawiala na by passy, ktorych tak sie bala. moze ktos to przeczyta dosc dlugie ale bol jest nniesamowity, chcialam zeby jeszcze byla ze mna, zeby jeszcze mnie nie zostawiala.... ;(((( dziekuje za wszelkie odpowiedzi pozdrawiam Was

wnuczka Haniusia 2013-02-07, 22:33

Hanusiu, na pytania o leczenie nie odpowiem- nie znam się, chcę ci jednak powiedzieć że rozumiem twój ból.Jednak popatrz byłaś przy babci do końca, babcia czuła twoją obecność. To dużo.
Przedwczoraj pochowałam Tatę, boli okropnie, mam nadzieje ze jak ludzie mówią kiedyś będzie lepiej, narazie nie jest....
sciskam cię serdecznie
ewa

ewa 2013-02-09, 07:56

Nie jest i pewnie nigdy nie bedzie...co najwyzej bol nieco stepieje....20 lat umarl mi Tata a teraz kochana Mamusia ...po ojcu bol trwal caly rok pozniej zelzal ale rabna byla nie zagojona....teraz jest znacznie gorzej ...twa tygodnie od smierci mojej Mamusi i jest okropnie zyc z tym wszystkim...na kazdym kroku lapie sie ze nie wierze ze Jej nie ma...czekam na gtelefon...bylam z Nia bardzo zwiazana...czasami burczalam na nia , szczegolnie gdy nie chciala slyszec o pojsciu do lekarza....a teraz zaluje ze burczalam....zaluje wielu rzeczy...nawet tego ze nie okazywalam Jej swojego uczucia....Ona czula ze jestem z Nia , ale nigdy nie powiedzialam jak bardzo Ja kocham...dopiero gdy byla zaintubowana, nieprzytomna powiedzialam co naprawde czuje do Niej ale nie wiem czy mnie uslyszala.....pozniej odeszla....i zostala pustka....dziekuje Bogu ze mam corke, ktora czuwa nade mna....

lidia 2013-02-09, 20:35

Ewo, bardzo współczuję... wierze jak jest ciezko... ale dzieli nas tylko czas od naszych bliskich ktorzy odeszli... mam nadzieje ze widza nas jak do tej pory tylko teraz z góry... tak sobie to tlumacze bo inaczej byloby jeszcze ciezej niz jest, czasem mama spokoj w sobie jakby babcia byla blisko mnie a czasem placze bo cos sie przypomni z Nia zwiazanego, bo caly czas boli.... mocno z Mama to przezywamy, bylysmy w 3 jak przyjaciolki... zawsze na Babcie moglam liczyc, zawsze mi pomogla, zawsze byla a ja bylam i jestem z Nia... pozdrawiam... ;(

wnuczka Haniusia 2013-02-10, 00:08

Strona: 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9  10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |