Dzień dobry,
od maja borykam się z bólami różnych części ciała. Wszystko zaczęło się od czwartego palca lewej ręki, wracając z pracy nagle zaczęłam odczuwać ból w palcu. Po USG lewej dłoni ortopeda, którego usługi w pakiecie zapewnia mi mój pracodawca stwierdził palec trzaskający (strzelający), a w pochewce utworzył się ganglion. Ortopeda z Wrocławia wpadł na pomysł wstrzyknięcia mi w dłoń zastrzyku z Depomedrolu z lidokainą. Nie dość że prawdopodobnie nie powinnam mieć go zrobionego to jeszcze został zrobiony w złym miejscu.
Pojechałam do Lublina do mojego miasta rodzinnego do znajomego ortopedy, który miał mi operować tego palca ale odmówił przez poziom spuchnięcia mojej ręki po zastrzyku.
Wróciłam więc do Wrocławia i do pracy, dodam że nie była to łatwa praca i czekałam aż moja lewa ręka dojdzie do siebie po zastrzyku. Po niecałym miesiącu zaczęłam odczuwać ból w prawej ręce i też przy czwartym palcu. Prawdopodobnie to co miałam w lewej pojawiło się i w prawej.
Postanowiłam wybrać się do ortopedy prywatnie, nauczona doświadczeniem z poprzedniej ręki, który stwierdził że mam wrodzone podwichnięcie palców i wymagam operacji na obie dłonie.
Tak więc znowu zaplanowałam wizytę w Lublinie aby przejść operację chociaż jednej ręki żeby móc pracować jednak lekarz który miał przeprowadzić operacje miał urlop (sezon wakacyjny).
Minął kolejny miesiąc już trzeci gdzie do bólu obu rąk i dalszej ciężkiej w tym przypadku dla mnie pracy chorymi rękami doszła mi prawa noga. Zaczęłam odczuwać ból między czwartym, a piątym palcem stopy tak jak w rękach ale w stopach raczej nie ma podwichnięć więc zaczęłam szukać dalej.
Minęły cztery miesiące a ja skończyłam z bólem wszystkich kończyn, drętwieniem nóg i rąk oraz prześwietleniami już chyba całego ciała i różnymi maściami i środkami przeciwbólowymi.
Kolejny piąty miesiąc spędziłam na zwolnieniu z potwornym bólem kręgosłupa w odcinku lędźwiowym odrętwiałą lewą nogą z dziwnym przykurczem (jakby była krótsza) oraz terapią manualną gdzie każdy zabieg kosztował 100 zł tylko bez rezultatu tylko z większym bólem.
Nawet doszło do tego że zaczęłam podejrzewać że mam boreliozę (ale dziwne bo nie miałam kontaktu z lasem...) więc zrobiłam kolejne drogie badanie za 500 zł na choroby odkleszczowe, a na wynik nadal oczekuje.
Ostatnio pojawiły mi się mroczki przed oczami, nie cały czas ale prawie codziennie.
Dostałam w końcu skierowanie na rezonans magnetyczny na którym wyszło mi, że mam: *pogłębienie lordozy lędźwiowej, obecne są dyskretne zmiany zwyrodnieniowe w postaci brzeżnych powyciągań powierzchni trzonów, na poziomie L5/S1 stwierdza się obecność pośrodkowej małej wypukliny krążka międzykręgowego, które modeluje dyskretnie worek oponowy*.
*Szczęśliwa* że może wreszcie znalazłam przyczynę mojego cierpienia udałam się we Wrocławiu do kolejnego *innego* ortopedy żeby skonsultować mój wynik i uzyskać jakąkolwiek pomoc i w końcu nie czuć tego wszystkiego, usłyszałam że to właśnie jest powód moich dolegliwości ale tak czy tak musze skonsultować to z neurologiem.
Następnego dnia w trochę lepszym humorze ruszyłam do neurologa oczekując rozwiązania moich wszystkich problemów gdzie zostałam zgaszona jego komentarzem że wynik rezonansu jest ok. kręgosłup mam w świetnym stanie aż sam neurolog mi go zazdrości a przyczyna wcale nie leży w odcinku lędźwiowym a problemy mam z mięśniami, które ten Pan prywatnie leczy a wizyta u niego kosztuje 150 zł…do tego jak wspomniałam o mroczkach skierował mnie do okulisty…żenada.
Podsumowując przez ostatnie pięć miesięcy zaliczyłam 7 ortopedów, 2 neurologów, 2 lekarzy od chorób zakaźnych, reumatologa i psychologa… Straciłam mnóstwo czasu i pieniędzy, przyjęłam 20 bolesnych zastrzyków i zaliczyłam jedną noc na pogotowiu neurologicznym.
Z wynikiem 10:0 dla choroby, która nawet nie jest zdiagnozowana straciłam nadzieje na powrót do zdrowia.
Proszę o pomoc…albo przynajmniej kogoś kto poradzi mi co mam dalej zrobić.
Karolina 2015-09-23, 18:12