Witam.
Prawdopodobnie od kilku lat borykam się z problemem przemocy domowej ze strony mamy.
Aktualnie mam 18 lat i dopiero teraz zacząłem myśleć i analizować niektóre poczynania.
Jak to wygląda?
Otóż często jestem wyzywany wszystkimi możliwymi epitetami istniejącymi w języku polskim. Bardziej szczegółowo - mama wpada w szały, który potrafi trwać godzinę, dwie, czasami nawet pół dnia. Szały te wywołuje np. krzywo postawiony but na korytarzu czy szklanka stojąca na biurku, ale też często sama wymyśla powody (dla przykładu potrafi stwierdzić bez żadnej przyczyny - *Ty mnie nie szanujesz* - i tak zaczyna się lawina wyzwisk, gróźb...)
Owe szały mają dosyć dziwny przebieg - zaczynają się od tego, że ten but tam stoi i z tego powodu mogę być debilem, ch*jem, sk*rwysynem itd. Każda moja reakcja na jej wyzwisko jest tak interpretowana przez nią jak obraza - nie ma znaczenia, czy nic nie powiem, czy się odezwe, czy ją uspokajam, czy się uśmiecham. Kiedy jednak widzi że jej wyzwiska już nie robią na mnie wrażenia, zaczyna wyzywać np. ojca albo siostrę (siostra ma 3 lata). I tu już nie musi być powodu. Poprostu *wszyscy są tak samo po*jebani*. Kiedy jednak się uspokaja jest całkiem normalną kobietą, potrafiącą żartować i normalnie rozmawiać.
Często jest tak że punktem wyjściowym do szału jest mój ojciec, i tu przyczyny też są absurdalne (dla przykładu - Bo ty mnie nie kochasz, - Ty mnie zaniedbujesz) i kiedy ojciec np. wychodzi czy to olewa, wtedy też schodzi na mnie bo jestem taki sam albo np. nie mam takich samych poglądów jak ona.
Ostatnio jednak sytuacja zaczęła się pogarszać - zobaczyłem jak mama policzkuje moją 3 letnią siostrę. Oczywiście z mojej strony jedynym wyjściem było chwycenie ją za rękę i obrona siostry. W jej odpowiedzi zostałem prawie kopnięty i uderzony w twarz (zdołałem zrobić unik) a potem jak zwykle powyzywany i pozbawiony wszystkiego. Wieczorem podczas kolejnego jej wybuchu szału, po latach wyzywisk i życiu w stresie (niewątpiliwie go odczuwałem) sam zacząłem na nią krzyczeć.
Mogłem opisać to trochę chaotycznie, ale teraz przejdę do konkretów.
Takie samo zachowanie miał ojciec mojej matki wobec niej i jej rodzeństwa, wobec swojej żony i siostry. Dużo na ten temat opowiadała mi babcia, jak i sama mama.
Z dziadkiem doszło do takiej sytuacji że wygonił moją mamę z naszego domu w którym też on mieszkał (doprowadził ją do takiego stanu, że zaczęła drętwieć, była sztywna), jedną z ciotek też wyklął (po wielu, wielu latach zobaczyła go tylko na jego pogrzebie). Nie znam dokładnych szczegółów, ale jak byłem małym dzieckiem (4 - 5 lat) pamiętam, że gonił on babcię z siekierą.
Dwa lata temu dziadek wylądował w szpitalu i wyzywał pielęgniarki, lekarze wtedy stwierdzili u niego chorobę. Jednak dziadek zmarł, nazwy tej choroby nikt nie zapamiętał (być może figuruje w jakichś kartach choroby, ale nie mam do nich dostępu)
Siostra dziadka też ma ten zespół zachowań - wiem że kiedyś wypędziła z domu syna, który przyjechał ją odwiedzić (człowiek ten jest wysoko postawionym wojskowym), a drugi z synów usiłował ją zabić, ledwo przeżyła (motywem do tej próby było złe traktowanie jego żony, szczegóły nie są mi znane)
Wiem, że ojciec mojego dziadka zakatował na śmierć swoją żonę - było to w latach 40. Nie mam pewności co do prawdy tego wydarzenia, ale prawdą jest to, że ona zmarła w momencie, kiedy dziadek miał 17 lat. a sama miała ok. 35 (na pewno nie zmarła śmiercią naturalną)
Oczywiście u sióstr mojej mamy też występują podobne przypadki.
Wydaję mi się, że w mojej rodzinie mam do czynienia z genetyczną chorobą psychiczną.
Czy ktoś mógłby, tak na wstępie i po przeczytaniu mojej relakcji (która z wiadomych względów jest subiektywna ;) ) określić chorobę bądź zespół?
Jeśli tak, jakie jest prawdopodobieństwo, że ja też mogę na to cierpieć?
Istnieje możliwość leczenia?
Jeśli coś niejasno napisałem, przepraszam :)
Xyz 2012-05-20, 22:47